O życiu Wilka rap-słówek kilka
Kiedy siedzę w domu sam w czterech ścianach uwięziony,
czuję brak kontroli, czuję się oszołomiony
chciałbym chociaż się odnaleźć
w biurze rzeczy znalezionych
może ktoś mnie przygarnie, bo inaczej skończę marnie
czasem trafię na ziomali, co by trawę wciąż jarali
dla mnie jest nie priorytet byśmy się sami zabijali
włócząc się po ulicach oglądam na wystawach
ile ciuchów produkują - a każda wystawa taka sama!
tacy sami ludzie niczym się wcale nie różniący
każdego charakteryzuje przeogromny pośpiech
ja tego nie lubię, wolę sobie odpoczywać
swego życia nie nadużywać,
a co z tego wynika, nie będę taki nerwowy
no może czasem, jeśli będę nie w humorze
generalnie to jest tak, że wszystko mi się zlewa
człowiek z człowiekiem bo charakteru żaden nie ma
świat na głowie ciągle staje, życie to nie aksamit
druty kolczaste zasiekami przeplatane...
I tylko jedno pytanie ciągle mnie nurtuje
kiedy będzie koniec, kiedy Bóg się zlituje
Kiedy znów będą granice, morale i te sprawy
o których wszyscy już dawno pozapominali
Chciałbym aby to wszystko znów wróciło
By było jak w bajce a ziemia była rajem.
Dumając nad sprawami, co stworzyli ludzie sami
Dochodziłem różnych wniosków, które wciąż mnie zadziwiają
Ile godzin przesiedzianych przez lat tych kilka
Sprawiły, że zrobiłem z siebie WILKA
Kiedyś tego nie lubiłem, czułem się poniżony
Z czasem poznałem, że jednak mogę być wielbiony
Poczytałem tu i ówdzie, o canisie lupusie
Uznałem, że ma cechy które są też u mnie
Szlachetne zwierzę, zimna krew odważny jak lew
W sumie nie jestem odważny zbyt przesadnie
Jednak panuję nad sobą gdy mnie gniew napadnie
Więc sami widzicie pokonałem swe demony
Używałem mózgu zamiast siły nadużywać
Załatwiłem agresorów ich własną bronią
Gdyż nie mieli argumentu, by móc mi dopiekać
Ponieważ wszystko po mnie jak po kaczce ścieka
A mówię Wam kto cierpliwie szuka, czeka
Znajdzie odpowiedz na pytanie ,,co teraz?”
czuję brak kontroli, czuję się oszołomiony
chciałbym chociaż się odnaleźć
w biurze rzeczy znalezionych
może ktoś mnie przygarnie, bo inaczej skończę marnie
czasem trafię na ziomali, co by trawę wciąż jarali
dla mnie jest nie priorytet byśmy się sami zabijali
włócząc się po ulicach oglądam na wystawach
ile ciuchów produkują - a każda wystawa taka sama!
tacy sami ludzie niczym się wcale nie różniący
każdego charakteryzuje przeogromny pośpiech
ja tego nie lubię, wolę sobie odpoczywać
swego życia nie nadużywać,
a co z tego wynika, nie będę taki nerwowy
no może czasem, jeśli będę nie w humorze
generalnie to jest tak, że wszystko mi się zlewa
człowiek z człowiekiem bo charakteru żaden nie ma
świat na głowie ciągle staje, życie to nie aksamit
druty kolczaste zasiekami przeplatane...
I tylko jedno pytanie ciągle mnie nurtuje
kiedy będzie koniec, kiedy Bóg się zlituje
Kiedy znów będą granice, morale i te sprawy
o których wszyscy już dawno pozapominali
Chciałbym aby to wszystko znów wróciło
By było jak w bajce a ziemia była rajem.
Dumając nad sprawami, co stworzyli ludzie sami
Dochodziłem różnych wniosków, które wciąż mnie zadziwiają
Ile godzin przesiedzianych przez lat tych kilka
Sprawiły, że zrobiłem z siebie WILKA
Kiedyś tego nie lubiłem, czułem się poniżony
Z czasem poznałem, że jednak mogę być wielbiony
Poczytałem tu i ówdzie, o canisie lupusie
Uznałem, że ma cechy które są też u mnie
Szlachetne zwierzę, zimna krew odważny jak lew
W sumie nie jestem odważny zbyt przesadnie
Jednak panuję nad sobą gdy mnie gniew napadnie
Więc sami widzicie pokonałem swe demony
Używałem mózgu zamiast siły nadużywać
Załatwiłem agresorów ich własną bronią
Gdyż nie mieli argumentu, by móc mi dopiekać
Ponieważ wszystko po mnie jak po kaczce ścieka
A mówię Wam kto cierpliwie szuka, czeka
Znajdzie odpowiedz na pytanie ,,co teraz?”