Porysowałem się
Jak szkło zegarka
Nic nie naprawi mnie
Niemożliwa jest podmianka
Patrzysz na mnie i co myślisz?
Czy wystarczy czasu?
Może kiedyś nam się wyśni
Wspólna przyszłość jak z obrazka
Ty codziennie w swojej pracy
Toczysz walki z papierami
Ja zamykam dziś swój umysł
Jestem gdzieś między nutami
Trochę śmiało, trochę nie wprost
Chęć wypowiedziana
Kiedy czuję ciebie blisko
Staje między nami ściana
Co już było - nie powróci
Dużo by wspominać
Puki księżyc blaskiem kusi
Ja dotykam twoje plecy
Tyle jest różnych melodii
W sercu tylko jedna
Ona ciągle się kojarzy
Twoje włosy, parkiet i ja
Sam nic z tego nie rozumiem
To jak halucynacje
W głowie ciągle mam nadzieję
To coś nigdy nie zagaśnie
Tyle jest do powiedzenia
Tyle już powiedziane
Ciśnienie wacha się i zmienia
Coś wybuchnie...
...lub zapadnie
Jak nie spojrzeć idzie trąba
Co rozwala świat dokoła
U mnie nic już nie rozwali
Wszystko samo się dopali
Chociaż jest jeszcze nadzieja
Pójdzie bokiem nic nie zmieni
Tylko wyjdzie ludzka bieda
Gdy ze strachu Boga chcieli
Mi zostało żyć spokojniej
Patrzeć na przód
Nie pod nogi
Wyciągać ręce i brać do woli