Witaj na moim nowym blogu.

Witaj na moim blogu!

Skoro tu jesteś, najwyraźniej coś Cię tu ściągnęło. Co to jest? Nie mam pojęcia. W każdym razie, cieszy mnie fakt, że potencjalnie możesz zostać moim odbiorcą. Jestem Wilk. Te piękne włosy, zgrabny zadek, błysk w oku i ten romantyzm... A na serio: Jestem kolesiem już po trzydziestce, jednak mentalnie podobno już po czterdziestce... Nie ocenię sam siebie. Ideowo jestem katolikiem i patriotą. Politycznie... nie gadam o polityce. Na co dzień, bezpośredni przekaz i odbiór mają u mnie priorytet. Nie znoszę zatajania czegokolwiek, aczkolwiek wiadomo, nie jestem święty.
Ale dość o mnie.
Co znajdziesz na blogu - to bardziej Cię interesuje.
Otóż:
Znajdziesz tu najwięcej wierszy. Potem artykuliki, w których wyrażam swoje poglądy, przedstawione w postaci tezy, przesłanek i argumentów oraz konkluzji. Ważne, uwaga! - teksty są często pisane na gorąco i poddawane są tylko korekcje najbardziej rażących błędów. Dlaczego tak? Już odpowiadam: Robię to w ten sposób, ponieważ myśl ujęta w momencie pojawienia się, jest najtrafniejsza a każda zwłoka wymywa z pamięci to, co chcę się powiedzieć. Wtedy wypowiedź traci swoją moc wybrzmienia. Poza tym... nie chce mi się potem robić korekty szczegółowo. Jak Ci się to nie podoba, nie musisz czytać.
Jak zapewne zauważyłeś, czytelniku, musisz mieć skończone osiemnaście lat aby wejść na bloga. I bynajmniej, nie dlatego, że są tu wulgaryzmy ( choć jest ich mnóstwo) ale dlatego, że dzieciaki tego mogą nie zrozumieć. Swoje teksty kieruję do ludzi dojrzałych, którzy mają swoją uformowaną piramidę wartości.
Zapraszam do dyskursów pod tekstami, ponieważ zależy mi na dialogu.
Nie lubię pisać do kotleta. Lubię pizzę... ;)
Zapraszam do przeglądania.

27 grudnia 2014

Zabij mnie, to "nic nie boli"

Broń palna nie jest zła. To tylko głupi ludzie do złych celów ją wykorzystują. Ogólnie, strzelanie do innego człowieka bez potrzeby samoobrony, jest jak sranie do umywalki - jest głupotą. Szczegółowo: paradoksalnie, zabijając człowieka nie robimy mu aż takiej krzywdy jak jego najbliższym. On już padł i fizycznie jest unicestwiony (nie wnikam w życie po śmierci). Oni zaś muszą żyć z tym bólem Po prostu bezmyślność prowadzi do tragedii. Dla bezmyślnych zabicie jednej osoby to jak 1=-1. Oni niewidzą abstrakcyjnych skutków swoich poczynań.

26 grudnia 2014

Lament uciśnionego.

A tu cicho jest
Gaśnie świeczka w tle...

W oku woda rwie
W głowie wiater dmie

Zagasł szczęścia blask
W ręku został piach

A ja tonę w snach
Zrywam czarne kwiaty z Norwida ogrodu...

Kochanowksiego treny
Fraszką są dla mnie

Zalany potem nocami
Gryzę pasek zębami

I nawet żmija zawstydzona umyka
Gdy jad ludzki ją samą dotyka.

Zapadł gładko mrok
Serca ustał krok

22 grudnia 2014

Rzeka smutku

Z tobą chciałbym być
Spędzać ciche chwile
Kłótnie z tobą dzielić
Przytulić się i śnić
Zapaść się w rytm serc
Zapomnieć o świecie...
... ulecieć...

....

To absurd, że mówię do ciebie
Gdzie ty jesteś?
Nie widzę...
Nie słyszę...
...
A czuję, że gdzieś falujesz na wietrze...

Jak ten suchy patyk, dryfuję w dół rzeki
Soki moje dawno słone krople wylały
Szarota-to mi pozostaje
Dezaktywacja marzeń jest niemożliwa

I z tym bólem się poniewieram
Szlajam się
Spadam....
Lecę...
Upadam na czarną ziemię...

Zapewne gdzieś ptaszyny niebieskie
Lecą za mną i krzyczą...
Zapewne...
Gdzieś znajdę zchronienie
Gdzieś...

Cel niewiadomy
Tułaczka bez sensu...
....
Aż czasem chcę wykrzyczeć z siebie żal
Zadając ból powietrzu!

A to marne ujście dla bólu...
Słowa jak groch o ścianę rzucić...
Ze snu echo niepotrzebnie zbudzić...

Kaskady myśli
Miriady nieprawdziwych wspomnień
Ambiwalencja uczuć...

Jedna wielka cyklotymia..
Ciąg martwych zdarzeń..

W koło pełno ścierwa
Jadu od ludzi znieczulonych
Co jak żmije kąsają i syczą przeraźliwie...
... i strach...
Ten jedyny w serce igłę wbija.

Krew gorąca, co chłodu nie zaznaje
Buzuje i wrze w głowie...
Zabija duszę
Zastyga a potem przepadnie!

Na co patrzeć, gdy horyzontu nie ma?
Gdzie iść, skoro drogi nie ma?
W rzece smutku się topię...
...

Wszystko... bo...
... brak mnie przy tobie...

14 grudnia 2014

Czy śmierć może być romantyczna... ?

         Zastanówmy się dziś nad sensem tytuły mojej wypowiedzi. Czy śmierć rzeczywiście może być romantyczna? Zaznaczam, że nie mam na myśli sytuacji, gdy ktoś umiera podczas seksu albo na spacerze z ukochaną osobą... bo to akurat jest horror.
To, do czego zmierzam, ma charakter głębszy, związany z naszą duchowością i psychiką.
Zagrajmy w odkryte karty i powiedzmy sobie wprost: mało kiedy w niektórych przypadkach okazujemy komuś miłość namacalnie czynami, a już na pewno nie ma mowy o pokazaniu po sobie, że kogoś kochamy.
Powodami mogą być: urażona duma, homor, strach, wstyd itp. itd. Paleta jest w zasadzie niewyczerpana.
Co za tym idzie, chodzimy struci, żli i nierzadko: sfrustrowani jak zdyszane kaszaloty - jak to kiedyś ładnie powiedział Mieszko z Grupy Operacyjnej.
Czy ma to drugie dno? Czy taka sytuacja może okazać się nie patową? Jeśli chcecie wiedzieć, co o tym myślę, czytajcie dalej.
         Otóż, kilka sytuacji skłoniło mnie by o tym napisać na blogu. Już nie będę się zagłębiał co dokładnie, bo nie to jest przedmiotem rozmyślań.
Tak czy siak... Zapewne nieraz zdarzyło się Wam, Waszym bliskim, czuć wielki smutek po stracie kogoś bliskiego jak ojca, matki, dziadka, babci aż po przyjaciół i kolegów.
Tego nie zmienimy, bo taka jest kolej rzeczy, że ludzie odchodzą i nie wiemy kiedy to nastąpi...
Ale! Możemy zmienić nasze uczucia po stracie.
Zanim przypniecie mi łatkę wariata po tym, com napisał, poczekajcie jeszcze i dajcie mi dojść do sedna.
Dopóki nie poczujemy luki po kimś,dopóty świat jest pozornie zrównoważony. Jest w nim miejsce na zabawę i smutek czy obojętność. Kiedy zaczyna się odczuwać brak innego człowieka, narasta ból a chęć do zabawy znika.
Zaczyna się czas przemyśleń, wspomnień i... introspekcji*. Zaczynamy wchodzić w siebie, kopiąc we własnych myślach jak kret aby odnaleźć pokłady chwil spędzonych z utraconą osobą. Podświadomie w ten właśnie sposób chcemy oszukać rozum, że jeszcze się nie stało, co się stało. Niestety te wszystkie wspomnienia z głowy kończą się w pewnym momencie. Pojawiają się czasem omamy, widzenia na jawie i słyszenie niewidzialnych postaci. Wydaje się nam, że widzimy zmarłą osobę na ulicy, w autobusie... Jedak zaraz potem dociera do nas, że to tylko fikcja i chore wyobrażenia naszej psychiki.
         Teraz spójrzmy na to z tej drugiej strony.
Po pierwsze należy zadać sobie pytanie: Dlaczego mamy takie omamy?
Sprawa jest prosta- im bardziej kochamy, tym więcej mamy wspomnień. Tym bardziej żądamy przywrócenia zmarłego do życia na ziemi. Chcemy mu poświęcić czas, który wcześniej przepierdzieliliśmy przed telewizorem zamiast iść tą osobę odwiedzić, wypić kawę, piwko i pogadać. Prawda, że tak jest?
Najgłupsza rzecz jaką moglibyśmy z tą osobą zrobić a nie zrobiliśmy, staje się kolejnym ciosem zadanym samemu sobie.
Druga sprawa, to my sami. My, ludzie, najlepiej uczymy się kochać innych właśnie przez śmierć. Ma to największe uzasadnienie w życiu Chrystusa, Boga, który stał się człowiekiem i umarł za nas na krzyżu!
Sponiewierany i zbesztany jak przysłowiowa szmata... Za miłość umarł, bo uczył kochać ponieważ sam jest Miłością.
Zobaczmy, że wielu ludzi się nawróciło po Jego śmierci. Uwierzyli w niebo, uwierzyli w ten trzeci wymiar życia, który dał nadzieję, na nowe, lepsze życie. Życie nowe, czyste pozbawione dotychczasowych cierpień czyśćcowych i piekielnych. Życie wieczne. A my? My ludzie żyjący tu, na ziemi, możemy tak samo mocniej kochać dzięki śmierci innych.
Nie wiem na ile Wy jestescie tego świadomi, ale ja widzę następującą i wyraźną zależność:
Osoba, którą kochamy, często nas uczy czegoś. Jak żyć, co jest dobre, co złe. Daje nam wskazówki dla lepszego komfortu życia. Ale my na zasadzie - na złość mamie, odmrożę sobie uszy - olewamy te rady i pokazujemy za wszelką cenę, że umiemy lepiej sami sobie doradzić. Często potem gnijemy w swoim zakłamanym, świadomie błędnie wybranym przeświadczeniu o czymś aby nie zrobić z siebie idioty przed drugą osobą. Powód? Nie umiemy się przyznawać do błędów.
I bardzo często dopiero po śmierci tej doradzającej osoby realizujemy swoje życie wedle wskazówek, które cały czas chciały wyjść z naszej głowy, by stać się czynem.
Ileż w tym jest romantyzmu, kiedy przekazana nam kiedyś miłość owocuje przynosząc plon obfity!

       Kochać - to tak łatwo powiedzieć, a tak trudno wykonać...

*Introspekcja -  Analiza własnych stanów psychicznych, myśli i przemyśleń.
 Badanie to ma na celu pogłębianie własnej samoświadomości.

Ogórek w słoiku

Czujesz tą fakturę
Szorstkość jego skóry
Twardość i rozmiar
Zapach unoszący się w powietrzu

Trzymając go w dłoni
Niecierpliwie bawisz się palcami
Chcesz go po swojemu włożyć
Potem zaraz ułożyć

Niebawem go wyjmiesz
By... do buzi włożyć
I gdy będziesz już mieć go w sobie
Poczujesz rozkosz i dreszcze srogie

Tak!
Tak smakują ogórki kiszone!

06 grudnia 2014

Ognisko miłości

Dawno, dawno,
dawno temu...
Wczoraj.
Grupa skrzatów, każdy po metr sześćdziesiąt
poszła w podróż na poszukiwanie paleniska
Nie było to zwykłe palenisko
bo służyło do smażenia obrzędowych kiełbasek z dzikiej sarny
Sarna też nie była zwykła, bo magiczna...
Pochodziła z hodowli samej Matki ziemi
i każdy, kto w gronie przyjaciół zjadł kiełbaskę z sarny smażoną nad tym niezwykłym paleniskiem
zostawał przyjacielem swojego druha aż do końca życia.
Gdy już dotarli do owego paleniska
okazało się, że jest ono otoczone wielkim murem
i nie wiadomo, kto i dlaczego postawił ten mur.
Próbowali przedostać się na drugą stronę, ale byli za mali a ponadto, zacząć atakować ich strażnik
w czarnym stroju, który wymachiwał dziwną białą księgą.
Musieli opuścić to miejsce
i lekko zdezorientowani wrócili w swoje okolice gdzie
postanowili rozpalić ogień na pobliskim polu.
Tak tez zrobili.
Po drodze wstępowali po inne skrzaty, aby i one się przyłączyły.
Jeden z nich, który najlepiej zbierał chrust zapuścił się daleko w łąkę.
Nie było go dość długo. Podczas, gdy go nie było, inne skrzaty zdążyły zebrać kamienie i znieść siedziska na miejsce, gdzie miało odbyć się ognisko.
Kiedy wrócił, inne skrzaty popadły w ogromne zdumienie.
Ten mały szkrab przywlókł za sobą wielki konar złamanego drzewa.
Jak możecie się domyśleć- ognisko było duże.
Gdy już ogień rozpalono a kiełbaski smażyły się w najlepsze zaś skrzaty bawiły się i dokazywały wesoło, jeden z nich zamilkł nagle.
Inni szybko to zauważyli...
patrzą na niego, on na nich...
Nastała głucha cisza.
Po chwili, ten, który tak nagle umilkł, powiedział:
- wiem!
-Co wiesz?! - zapytali chórem
- Wiem skąd wziął się tam ten wieeeelki mur!
- Mówże więc, bo umieramy z ciekawości.
- Otóż... - zaczął - otóż zobaczcie, co teraz robimy.
- Noo... bawimy się. Jest ognisko, jest wesoło, jesteśmy tu wszyscy
- Prawda - odparł
- Ale do czego zmierzasz - zapytał jeden
- Zobaczcie, że przyjaźń jest już wśród nas.
W tym momencie wszyscy zamarli ze zdumienia ponownie.
Dotarło do nich, że to czego szukali, mają już od dawna.
Tym oto sposobem, ognisko, które rozpalili na polu, stało się corocznym świętem ogniska miłości.

koniec




02 grudnia 2014

Nic

Nic nie widziałem
Nic nie słyszałem
Nic nie mówiłem
Nic nie rozumiałem
Nic nie wiedziałem
Nic nie zrobiłem
Nic nie uroniłem
Nic nie kochałem
Nic nie kłamałem
Nic nie pragnąłem
Nic nie chciałem
Nic nie dałem
Nic nie zabrałem
Nic nie mogłem
Nic nie miałem

Nic nie widzę
Nic nie słyszę
Nic nie mówię
Nic nie rozumiem
Nic nie wiem
Nic nie robię
Nic nie ronię
Nic nie kocham
Nic nie kłamię
Nic nie chcę
Nic nie daję
Nic nie zabieram
Nic nie mogę
Nic nie mam

Tego też nie napisałem...