Witaj na moim nowym blogu.

Witaj na moim blogu!

Skoro tu jesteś, najwyraźniej coś Cię tu ściągnęło. Co to jest? Nie mam pojęcia. W każdym razie, cieszy mnie fakt, że potencjalnie możesz zostać moim odbiorcą. Jestem Wilk. Te piękne włosy, zgrabny zadek, błysk w oku i ten romantyzm... A na serio: Jestem kolesiem już po trzydziestce, jednak mentalnie podobno już po czterdziestce... Nie ocenię sam siebie. Ideowo jestem katolikiem i patriotą. Politycznie... nie gadam o polityce. Na co dzień, bezpośredni przekaz i odbiór mają u mnie priorytet. Nie znoszę zatajania czegokolwiek, aczkolwiek wiadomo, nie jestem święty.
Ale dość o mnie.
Co znajdziesz na blogu - to bardziej Cię interesuje.
Otóż:
Znajdziesz tu najwięcej wierszy. Potem artykuliki, w których wyrażam swoje poglądy, przedstawione w postaci tezy, przesłanek i argumentów oraz konkluzji. Ważne, uwaga! - teksty są często pisane na gorąco i poddawane są tylko korekcje najbardziej rażących błędów. Dlaczego tak? Już odpowiadam: Robię to w ten sposób, ponieważ myśl ujęta w momencie pojawienia się, jest najtrafniejsza a każda zwłoka wymywa z pamięci to, co chcę się powiedzieć. Wtedy wypowiedź traci swoją moc wybrzmienia. Poza tym... nie chce mi się potem robić korekty szczegółowo. Jak Ci się to nie podoba, nie musisz czytać.
Jak zapewne zauważyłeś, czytelniku, musisz mieć skończone osiemnaście lat aby wejść na bloga. I bynajmniej, nie dlatego, że są tu wulgaryzmy ( choć jest ich mnóstwo) ale dlatego, że dzieciaki tego mogą nie zrozumieć. Swoje teksty kieruję do ludzi dojrzałych, którzy mają swoją uformowaną piramidę wartości.
Zapraszam do dyskursów pod tekstami, ponieważ zależy mi na dialogu.
Nie lubię pisać do kotleta. Lubię pizzę... ;)
Zapraszam do przeglądania.

30 stycznia 2018

Jak natchniony

Z prawej strony pusto
Z lewej też nikogo nie ma
Patrzę się przed siebie
Perspektywy nie brak

Toczę głaz pod górę
Ze zniżoną głową
Potem wejdę na szczyt
I podniosę ową!

Piedestały runą
Jeśli już nie leżą w gruzach
Spuszczę na nie kamień
Com go w górę wtoczył z trudem

I popatrzę przez chwil kilka
Potem się odwrócę
Pójdę w przyszłość
Nie odpuszczę

Z nowym celem
Gdzieś w nieznane
Tak bezbronny, z czystą kartą
Będę jak natchniony

Bo są anioły, są na prawdę
Które pancerz mój złamały
Uwolniony, jestem sobą
Silny, prosty i spokojny.

11 stycznia 2018

Takie głupoty próbują nam wciskać - o parach i singlach na weselu

         Ostatnio trafiam na fejsie na co raz, to głupsze artykuły pozbawione sensu logicznego.
Dziś natrafiłem na taki poradnik, który najpierw przeczytaj zanim przeczytasz moje hejty -
oto link: https://www.papilot.pl/slub-i-wesele/6-powodow-dlaczego-wesele-bez-osoby-towarzyszacej-to-zazwyczaj-dramat,30667,1

OK! Przeczytane?
Lecimy zatem:

Tytuł jest baaardzo sugestywny wbrew pozorom. >>> 6 powodów, dlaczego wesele BEZ OSOBY TOWARZYSZĄCEJ to (zazwyczaj) dramat<<< Dodawanie nawiasu w przypadku takiej tematyki nie ma sensu. Tekst jest skierowany do kobiet, a więc do istot bardzo wrażliwych. Kobieta szuka odpowiedzi jasnej TAK/NIE. Tutaj na dzień dobry dostaje sugestię, że parter musi być.

Punkt pierwszy:

 Zakłada on z góry, że zaproszenie z osobą towarzyszącą jest źródłem stresu. Następnie zakłada drugi najgorszy scenariusz, że nie ma sensu ryzykować pójścia samemu. Zupełnie jakby pójście z kimś z kim nie jest się w związku było takie bezpieczne i super.

Punkt drugi:

Że jak?! BĘDZIESZ MUSIAŁA się tłumaczyć?! Nooo, jasne, bo przecież nie można być dyplomatycznym i asertywnym i unikać tematu. Poza tym, wypytywanie przez innych będzie świadczyć o ich braku kultury. Ktoś przyszedł sam, to nie drąż tematu. Jeśli zechce, sam poda powody. Zostaw, nie ruszaj! Tylko osoby nie mające własnego życia zajmują komuś czas takimi rzeczami. Olej wampiry energetyczne! Nikt nikomu nie musi się tłumaczyć. Wesele, to nie przesłuchanie, sala weselna nie komisariat.

Punkt trzeci:

Pary będą zajęte sobą. No... jeśli są aspołeczne, owszem. Poza tym idąc samemu, trzeba brać pod uwagę, że trochę drętwo będzie natomiast z doświadczenia wiem, że można zakolegować się z obsługą lokalu czy z zespołem. Bo czemu nie? Czy wesele musi obracać się wokół rodziny tylko i wyłącznie? Wystarczy pogłówkować troszkę i mieć choć ciut kreatywności w sobie. Poza tym można samemu rozkręcić taką bibę jak reszta popije, że hej! Nie jedną domówkę rozkręcałem idąc bez pary.

Punkt czwarty:

Aha... autor zakłada, że samemu tańczyć się nie da. Dziwne, bo w klubie jakoś całe krocie tańczą samotnie i mają się świetnie. Litość od innych w postaci zapraszania do tańca. Hmm... raczej tylko po pijaku bo żona już nie chce a starszemu panu spodobała się młoda frelka i wychodzi z założenia, że na weselu nie wypada jej odmówić... tya, no.. yhym a w mym oku jedzie czołg i strzela!

Punkt piąty:

Wmawiajmy dalej dziewczynom w kropce, że będą się gorzej czuły! Na pewno tak się stanie!
Otóż, dlaczego masz się gorzej czuć, skoro to oni mają problem z tym, że jesteś tam sama? Pierdol ich, poczuj, że miałaś odwagę na ten ruch i jesteś sobą. Że nie podlegasz pod czyjeś zachcianki. Jesteś dorosłą osobą i podejmujesz własne decyzje. Iść samemu na wesele, to nie zbrodnia, to objaw odwagi.

Punkt szósty, mistrzowski!

NIKT SIĘ O CIEBIE NIE ZATROSZCZY.

Jakim chujem trzeba być, by nie otoczyć kogoś opieką, gdy tego potrzebuje. To ma być wesele, czy bal egoistycznych samolubów? Chyba odpowiedź jest jasna.

Punkt siódmy:

Aż skopiuję tekst dla przypomnienia:
TO MAŁO EKONOMICZNE ROZWIĄZANIE

Już dawno minęły czasu prezentów od serca. Dzisiaj obowiązkowo musisz podarować młodej parze kopertę. Kwota zależy od stopnia znajomości, ale to zazwyczaj kilkaset złotych. Gdybyś szła z partnerem, on z całą pewnością by się dołożył. W przeciwnym wypadku cały finansowy ciężar spada wyłącznie na Ciebie.

Ja pierdziu... serio!?! Kto to pisał?  Na każdym zaproszeniu jest napisane, by określić się do konkretnej daty czy idzie się z kimś, czy samemu. Logiczne, że jeśli samemu, hajs daje się od siebie, a nie za Yeti. Po drugie: prezenty od serca nadal istnieją. Jest ich mniej, ale są. Więc kłamstwo, kłamstwo i jeszcze raz kłamstwo! Poza tym, no... uważam, że jeżeli to ja kogoś zapraszam jako osobę towarzyszącą, nie mogę jej obciążyć kosztami. Po pierwsze to zaproszenie ze względu na mnie, po drugie, osoba towarzysząca może musieć kupić odpowiedni stój na to wydarzenie. Są to dość spore kwoty. Sukienki, garnitury, buty i dodatki tanie nie są.


Reasumując:

Wieki całe nie czytałem takich durnot w internecie ani w żadnej gazecie. Jest to zaprzeczeniu samorozwoju i wręcz namawiania do cofania się w nim. Zero pozytywów w tym poradniku. Wszystko założone z góry imperatywnie. Masakra, że takie teksty istnieją. Powiem Wam tak:
Jeśli macie problem z tym, jak się zachować w przypadku takiego zaproszenia, zapytajcie siebie w lustrze, czy stać Was na to, by iść samemu, czy dla świętego spokoju molestować koleżanki, czy kolegów aby z Wami poszli. Dlaczego? Bo a nóż zaprosicie osobę, która się w Was podkochuje, Wy w niej nie i wyjdzie z tego takie gówno.... I po co?! z braku pewności lepiej zrobić wbrew innym niż wbrew sobie. O!
I to tyle na ten temat.





10 stycznia 2018

O moralniaku.

         Moralniak, czyli kac moralny. Definicja mówi o nim, że jest to rekcja organizmu po grubej imprezie z alkoholem i innymi używkami. Ja dziś użyję go w innym znaczeniu, to znaczy
w znaczeniu pod kątem moralności, etyki i dobrego zachowania względem siebie i innych.
Otóż, z moich obserwacji wynika, że kac moralny właśnie z takimi wartościami jest kojarzony.
Sam zawsze w takim kontekście używam tego określenia. I nie koniecznie musi to być związane
z imprezowaniem. Kaca moralnego można mieć po nieprzemyślanej awanturze, kłótni,
 po pochopnym podjęciu decyzji, która ma długofalowe skutki etc.
        Czy zatem słownikowa definicja nie zawiera błędu semantycznego?
Co innego złe samopoczucie organizmu, a czym innym jest zły stan serca, umysłu i uczuć.
Można czuć się fatalnie fizycznie, ale świetnie duchowo i w drugą stronę, prawda?
To z góry wyklucza definicję słownika. Zatem, dlaczego mówimy o kacu moralnym?
Otóż każdy, ale to każdy z kim rozmawiam a wspomina o kacu moralnym, odnosi się do swojego postępowania względem siebie, innych, czegoś-na przykład zwierząt, roślin, obiektów.
Mówiąc o kacu moralnym, mamy na myśli to, że informujemy rozmówcę o tym, że zdaliśmy
albo zdajemy sobie dopiero sprawę z tego, że coś zrobiliśmy źle. Nie ważne o czym mowa, bo to jest zależne od indywidualnej wrażliwości/bojaźliwości. Czasem gruboskórności albo ciamajdowatości.
Kac moralny jest czymś, co w pewnym stopniu pokazuje przeżywającemu go jego charakter. Wychodzą minusy tej osoby i ona jest ich już świadoma. Problem polega na tym, że smutek,
 żal, melancholia towarzysząca kacowi moralnemu związana jest z tym, że nie chcemy dopuścić
do światła dziennego tego przykrego odkrycia. Dusimy w sobie prawdę, i takie są tego efekty. Duszenie prawdy samo w sobie powoduje moralniaka. Na pewno choć raz spotkaliście się z taką sytuacją, że nie mogliście komuś o czymś powiedzieć a czuliście, że powinniście.
To złe samopoczucie też wiąże się z etyką i moralnością - tutaj stricte z przyzwoitością.
          W sumie z mojej strony temat wyczerpałem jak na ten moment. Może kiedyś napiszę coś więcej. Reasumując powyższe: Kac moralny zawsze jest wynikiem duszenia w sobie prawdy odkrytej w wyniku popełnienia nieodpowiedniego czynu w każdej dziedzinie życia.


03 stycznia 2018

Jak zranić

Jeśli chcesz zranić, powiedz komuś całą prawdę jaką znasz o tym kimś, o sobie, o innych.
To wystarczy. Każdy żyje w mniejszym czy większym, ale kłamstwie. I to, kurwa, tyle... taki żółcią zalany aforyzm.