Czołem! Dziś nastąpił dzień kiedy postanowiłem popełnić dłuższy wpis o temacie który wałkuję w rozmowach z ludźmi już od miesiąca. Nie dość że o nim rozmawiałem, to jeszcze sam doświadczyłem zjawiska na własnej skórze. Otóż rozchodzi się o rangę znajomości i funkcję pełnioną w społeczeństwie oraz savoir-vivre w życiu. W skrócie- nie bądź paskudnym debilnym chamem.
Temat dotyczy imprez. Domówek, wesel, wyjazdów za granicę itp. w których bierze udział więcej niż 5 osób.
Czy zdarzyło się Wam że ktoś o Was "zapomniał" zaprosić albo, co gorsze, zaprosił z łaski jako piąte koło u wozu? W takich chwilach ma się ochotę wsadzić laskę dynamitu pod cały interes. Pół biedy jeśli masz osobę towarzyszącą. Nie ważne czy kolega z kolegą czy z koleżanką etc.. to nie istotne. Jeśli masz u boku osobę drugą, zawsze jakoś albo przetrwasz ten cyrk albo ładnie po angielsku wyjdziesz w inne miejsce, neutralne, do klubu na mieście gdzie spędzisz czas w normalnych warunkach.
Ostatnimi czasy zauważyłem że plagą jest zjawisko popełniania faux pas względem znajomych. W ostatnich dwuch miesiącach zahaczyłem o 5 imprez. Zwykła domówka, urodziny, wesele, znów urodziny i ślub. Trzy z tych imprez było pomyłką którą zmarnowała mój czas i zasoby finansowe. Choć jedna nie do końca.
Wesele: no niby wszystko super ale dziwnie było się odnaleźć w społeczeństwie gdzie są dwa różne światy i czujesz że jesteś tam tylko żeby nie było, że Cię nie było. Po prostu. Nuda i monotonia w tematach przy stole, bo przecież ludzie swojego życia nie mają- muszą wchodzić w Twoje. I ogólnie o to chodzi. Fartem było że nie byłem tam sam. Na nieszczęście tej drugiej osoby to ją maltretowano. Dobrze, że było nas dwoje. Był powód do wyjścia gdzieś na bok. Urodziny: znów we dwoje i to poczucie że coś jest nie tak. Po wyjściu na zewnątrz okazało się, że w sumie nie wiadomo po co się tam było a w dodatku wszyscy znają brudy kwasu jaki powstał między kilkoma osobami. Ha! Loża szyderców pod przykrywką dobrej zabawy i sztucznego uśmiechu. Żenada.
Ślub: tak się składa że jestem członkiem kilku związków. Kolega z jednego z nich wczoraj brał ślub. Specjalnie pod tą okazję ustawiony jest wyjazd paczką na urlop. Wszystko było pięknie. Miałem zaklepane pole namiotowe za dychę i miało być sielsko. Wszystko trafił szlag przez dezorganizację. Zostałem zmuszony wykupić dostawkę na dwie dobry w hotelu za 140zł, siedzenie samemu cały boży dzień w mieście, gdzie jedyną rozrywką jest jazda autobusem po mieście... Super zajebiście, że z całej paczki na wesele poszli wszyscy, poza mną. Znamy się z tym koleżką już ładnych parę lat z niejedną akcję razem przeżyliśmy. Ale okazuje się że współlokator zasługuje na bycie na weselu, ja nie. I nie, nie chodzi i żarcie czy samą zabawę, nie. Bardzo dobrze bawiłem się w tym czasie w klubie na mieście. Chodzi o fakt, że już teraz wiem, że to towarzystwo traktuje mnie jak piąte koło. Plus jaki widzę, to to że wiem już jak postąpić dalej. Po prostu się odciąć. Zero, kurwa, spoufalania więcej i chodzenia na rękę. Zero poświęcania własnej energii i czasu wolnego. Nawet nikt się nie zapytał czy mam co ze do zrobić w czasie gdy inni będą się bawić. Zajebiste podejście. Tym sposobem pokazali mi ile sami są warci.
Co dla Was ma być przekazem z tej opowieści? Otóż obserwujcie czy ludzie Was traktują poważnie, czy tylko udają aby wydoić z Was energię roboczą. Jeśli tylko poczujecie niesmak, niech będzie to lampka kontrolna. Zweryfikowana sytuacja zwiększa szansę nie bycia robionym w chuja. Ja jakoś ten wyjazd i następny, z którego się nie wykręcę z powodów formalnych, przecierpię. Dalej będzie tylko pustynia. Będę ja i MOJE życie. Bez angażowania się w jakieś ceregiele bez pokrycia w postaci chociażby strat moralnych. Szkoda życia na takie towarzystwo. Kobiec