Czołem, Wiara!
Dawno mnie nie czytaliście w innej postaci niż wiersze, to teraz czas na zmiany ;)
I właśnie o zmianach dziś będę Wam pisał. Bo zmiana, to taki tworek, który jednym spędza sen z powiek a dla innych jest balsamem na duszę. To, jaki będzie skutek, zależy od wielu czynników, natomiast najbardziej jest zależne od nas samych. Należy zadać sobie kilka podstawowych pytań:
Czy potrzebuję zmian, czy wiem dlaczego, po co, czy wiem jak, czy jestem świadomy swoich działań i... czy dojrzałem do zmian i chcę je wprowadzić w życie?
Pierwsze pytanie samo powinno pojawić się w środku, w nas, w sercu i w rozumie - równocześnie. Może pojawić się z powodu pragnień, które głęboko w nas drzemią i czekają na okazję by się ziścić. Postawione tak pytanie musi spełniać jeden bardzo ważny warunek. Mianowicie odpowiedź na nie musi być zero-jedynkowa, tak więc nie można pytania komplikować. Czy chcę zmiany w X? Tak, albo nie - nic więcej. Jeśli odpowiedź brzmi twierdząco idziemy dalej.
Czy wiem dlaczego chcę zmian? Jeśli nie, należy poczekać i poszukać w sobie źródła. Jeżeli wiadomo co jest przyczyną, droga jest już określona.
Teraz: po co? Czy dlatego, że rzeczywiście coś jest do poprawienia, czy uciekam od czegoś bo jestem słaby? Ucieczka wynikająca z tchórzostwa jest kategorycznie oznaką słabości. Należy też rozróżnić ucieczkę z lenistwa od "ucieczki" od czegoś, co szkodzi. W tym momencie należy dokładnie to ocenić aby nie zrobić kroku w przepaść bez dna.
Czy wiesz jak wprowadzić zmiany? Jeśli wiesz, toś szczęśliwy człowiek. Jeśli nie, znów czeka się poszukiwanie aż do skutku. Następnym warunkiem podejmowania decyzji jest samoświadomość i świadomość tego, co dzieje się na zewnątrz. Bez tego ani rusz. Dalej iść nie wolno, ponieważ zmiana może okazać się mentalnym samobójem. Na koniec tej serii pytań powiem o dojrzałości.
Otóż... dojrzałość to wypadkowa dotychczasowych przeżyć i wyciągnięte wnioski, które winny być poukładane w głowie i w sercu. Głowa jest bardzo zawodna i tu najtrudniejsze zadanie dla wielu - słuchanie głosu serca. Wszystko jest w sercu. Każdy je ma, ale nie każdy je słucha i nie każdy dopuszcza je do głosu. Tam gdzie działa jedynie rozum, tam jest matematyka i wszystko jest wyliczane niczym równania. Zaś tam, gdzie rządzi serce, są uczucia i emocje, które siedzą głęboko i poczuć je można całym sobą. Całym sobą, to znaczy, że pojawią się dreszcze, tabuny myśli i rozdygotanie z rozkojarzeniem etc.
Aby to wszystko działało jak należy, trzeba umiejętnie podzielić zadania dla rozumu i serca żeby osiągnąć równowagę. Czy da się? - Ktoś zapyta. A da się, tylko... czy chcesz? ;) Jak w piosence - wszystko się może zdarzyć gdy tylko czegoś pragniesz, gdy bardzo chcesz.
Przede wszystkim słuchaj sumienia, siebie a nie forów, tabloidów i innych pierdół łącznie z ludźmi, którzy lubią innym układać życie. Tu nie ma miejsca na duperele. Tu jest walka o Ciebie!
Nie ważne kim jesteś - masz prawo do szczęścia zgodnie z własnymi potrzebami. Celem bycia tu i teraz jest bycie w zgodzie ze sobą - nie z sąsiadem z parteru czy z panem listonoszem.
Postaraj się znaleźć czas na ciszę. Czas dla siebie - tylko i wyłącznie. Zapomnij o pracy, zapomnij o praniu i o tym, że jutro dwudziesty dzień miesiąca a na koncie zero. To jest teraz nie istotne. Zrozum, że szczęście jest zupełnie gdzie indziej niż w stanowisku jakie piastujesz czy w zarobkach. Mówimy o prawdziwym szczęściu człowieka, nie pracownika.
Zapytasz może: A co, jeśli moja praca to moje szczęście? Odpowiem subiektywnie: jeszcze długa droga przed Tobą. Status społeczny to jedno, bycie sobą, to drugie. Można mieć wysokie poważanie zupełnie będąc oderwanym od własnego jestestwa. Nikoś Dyzma - mówi Wam to coś. Albo Kiler. Nikt ważny. Jeden grabarz, drugi kierowca taksówki. Oboje są zwykłymi obywatelami, którzy przypadkiem pojawili się w dziwnych okolicznościach, które dały im karierę. Niby możliwości ogromne, ale to nie ich światy. Nie chciej być taką postacią. Dąż do pozostania tym "nieszczęsnym" grabarzem ale bądź sobą. Własną pracą zyskuj poważanie a nie polegaj na przypadkach. Prędzej czy później noga się potknie i koniec. Nie dość, że stracisz wszystko, co udało się sztucznie zyskać, to jeszcze stracisz to, co było przed. Będziesz nikim o oczach ludzi. Aby budować nowe fundamenty należy znaleźć twarde podłoże. Co nim będzie zależy od celu, do którego zmierzasz. Uwaga, na kolejną bardzo ważną rzecz! Jeśli już zaczynasz budować na skale. to do jasnej cholery nie buduj domku z kart. Zainwestuj. Kup ten kamień, cegłę i zaprawę. Postaw coś solidnego a nie barak.
Szanuj własną pracę. Bądź szczery i jasno wyrażaj myśli pełnymi zdaniami. Nie ma nic gorszego jak błędy przez niedogadanie, szczególnie na samym początku. Możesz postawić krzywo fundament i dalej stawiać ściany, owszem. Natomiast lepiej od razu się podetrzeć tą walutą - będzie z niej lepszy
pożytek. My, ludzie, niestety mamy taką przypadłość, że sami sobie lubimy rujnować życie, przez lenistwo i głupotę lub rezygnację. Ale, do cholery, weź dupę w troki i bierz się za robotę, bo tylko od Ciebie zależy efekt. Zawaliło się coś? Stawiaj od nowa, może zmień metodę. Brak materiału? Szukaj, pytaj. Najgorzej jest zarzucić wszystko i zalec z wymówką: Bo mi nie wychodzi...
To, kurwa, rób aż wyjdzie. Do porzygu!
Wiesz czego chcesz, masz wizję jak być powinno a jak jest teraz. Oddziel dobre od złego. Nie wyciągaj średniej. Albo chcesz zmiany albo w kółko chcesz łatać tą samą dziurę. Zastanów się.
Wiem sam po sobie, że droga do zmian potrafi trwać latami. Ja szukałem swojej drogi i ją znalazłem. Zajęło mi to dekadę. Od kilku miesięcy przeżywam rewolucję swojego ja, będącą wynikiem zrozumienia wszystkiego co jest już za mną fizycznie, a drążyło mój umysł. Zmiana wymaga refleksji i obserwacji. Otwartego umysłu i serca oraz chęci czynienia dobra bezwarunkowo.
Należy trwać przy nadziei, że się uda i nie oczekiwać nic. Po prostu robić swoje. Być najlepszą wersją siebie.
To tyle, co mam Wam dziś do przekazania.