O, Samotności, Ty która pielęgnujesz moją drogę do degradacji.
Ty, która krajesz me ego na miliony kawałków.
Która swą żywą obecnością zapewniasz mnie o równi pochyłej po której stąpam.
Ty, która krajesz me ego na miliony kawałków.
Która swą żywą obecnością zapewniasz mnie o równi pochyłej po której stąpam.
Zaprowadź mnie w objęcia Morfeusza i zdaj mnie na jego łaskę
Gdy zasnę rób ze mną co zechcesz, wszak i tak jestem już teraz martwy.
Zatop sztylet goryczy w me serce i zrzuć ze skały urwistej
Ja lecieć będę bezwładnie, bez słowa aż rozbryzgnę się o kamień
Albo skrzydeł dostanę i ulecę gdzieś w przestworza
Każda droga prowadzi w to samo.
W samotności, odcięcie i izolację więc obojętnie co by się stało...
Moje ja umarło.
Gdybym tak miał wgląd na to co dla mnie zakazane...
- to jest w przyszłość i plan dla mnie napisany...
Świat byłby prostszy a ja zbyt przebiegły i znów samotny ze swoją wiedzą o jutrze
Niezrozumiany przez ludzi i zelżony jak zawsze.
Ty samotności jesteś moim celem samym w sobie
Jedynym tworem, który zawsze jest ze mną poza samym Bogiem.
Starasz się jak cień chodzić za mną dniem i nocą marchewki mi skrobiąc,
Podpychając pod górę a kiedy trzeba szepcąc zza ucha: zostaw, to nie jest twoje...
Cwana jesteś zwabiając do mnie nowe osoby
bym przypadkiem nie myślał że jesteś tu za bardzo, że zbyt nadobnie.
Jestem świadomy twoich sztuczek a mino to brnę w tę grę jak głupek.
Może to dysfunkcja która zwie się socjopatią jest moją domeną
Może zaś coś innego co mnie do wegetacji popchnęło i pcha nadal
a ja jak ta ćma do ognia za wygodą lecę?
Zanim się spalę i zginę do reszty chciałbym, o Samotności, dowiedzieć się
czy mogłem żyć lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz