Rolka przeszedł operację usunięcia odłamków z ramienia, dwa dni leżał nieprzytomny. Tego dnia lekarze postanowili go wybudzić. Kapitan po otrzymaniu raportu też postanowił przybyć w tym samym czasie do szpitala by towarzyszyć Rolce. Mimo różnych perypeti między oboma żołnierzami wytworzyła się pewnego rodzaju więź, która właśnie teraz ma okazję się uzewnętrznić.
Kapral dr. Mariusz Adamek został poproszony o konsultację przez bezpośredniego przełożonego Rolki.
- Czołem kapralu! Kapitan Józef Jabłoński, jestem dowódcą rannego szeregowego Rolki. Jak wygląda jego stan zdrowia? Słyszałem, że przeszedł operację, czy będzie w stanie wrócić do służby?
- Dzień dobry panie kapitanie. Pana człowiek miał dużo szczęścia. Na początku myśleliśmy, że już po nim. Po zdjęciu munduru na szczęście okazało się że rany są rozległe ale nie głębsze niż dwa centymetry. Podczas operacji usunęliśmy sześć sporych odłamków. Facet miał dużo szczęścia, że trafiło w bark. Gdyby chociaż jeden z tych odłamków trafił w głowę, nie przeżyłby tego. Ma poszarpane mięśnie a gojenie będzie trwało ze cztery miesiące. Najprędzej do służby wróci za pięć miesięcy, ale na front najprędzej za pół roku i to też zależy od skuteczności rehabilitacji, która go czeka. W tym momencie jest on wybudzany ze śpiączki farmakologicznej. Musieliśmy ją zastosować, ponieważ mamy podejrzenie uszkodzenia nerwu w okolicy klatki piersiowej. Ma to na celu zapobiegnięcie bólu bezpośrednio po zabiegu.
- Rozumiem, a jak ten drugi... Bigus?
- Z nim jest wszystko w porządku. To dzięki niemu szeregowy się nie wykrwawił. To on znalazł pomoc dzięki której nie tylko on ale i reszta chłopaków mogła się ocalić. Jechali z transportem amunicji bez której nie można było dalej utrzymać pozycji. najpierw ewakuwanko pod osłoną nocy rannego, później decyzją dowódcy ewakuwano resztę chłopaków z frontu. Muszę przyznać, że jest to ogromne szczęście w tym całym nieszczęściu. Jeszcze kilka godzin i mielibyśmy zbiorowy pogrzeb...
- Jest pan bardziej szczegółowy niż raport który czytałem na ten temat, doktorze.
- Kapitanie... Faktem jest, że jesteśmy w wojsku a nie w przedszkolu. Natomiast bardzo cienka jest granica między byciem człowiekiem a urzędnikiem.
- Ma pan rację, kapralu. W pewnym sensie podobny wniosek wysnułem w momencie gdy dostałem wiadomość o niepowodzeniu misji. Zawsze Rolka był postacią, która momentami doprowadzała mnie do białej gorączki, ale dotarło do mnie, że bez niego moja zgraja byłaby nudna. Facet jest specyficznym typem żołnierza, ale to właśnie jego pozostawanie człowiekiem mnie tak denerwuje. Ja jestem przesiąknięty kindersztubą. Służę już dwadzieścia lat w tej kurewskiej armii... Rozkaz to rozkaz a logika jest dla frajerów. Zawsze tak było... Ale dobrze, koniec rzewnych prywat. Kiedy będę mógł się z nim zobaczyć?
- Za około trzy godziny. Teraz będzie zmiana opatrunków, podłączanie kroplówki i wymiana pościeli. Proszę sobie spocząć w kantynie na końcu obozowiska. Wyślę po pana swojego esemesa.
- Dobrze, podam panu swój numer...
- Nie rozumiemy się. Esemes to taki goniec u nas w szpitalu. Tak ich nazywamy.
- Ha, ha, ha, rozumiem! - uśmiechnął się szeroko kapitan Jabłoński - każda banda ma swój dialekt. Proszę nie mówić temu dzwońcowi, że czekam na wizytę. Chcę go zaskoczyć.
- Dobrze, tak będzie.
Kapral udał się do swojej izby a kapitan powolnym krokiem udał się do wskazanej przez niego kantyny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz