Witaj na moim nowym blogu.

Witaj na moim blogu!

Skoro tu jesteś, najwyraźniej coś Cię tu ściągnęło. Co to jest? Nie mam pojęcia. W każdym razie, cieszy mnie fakt, że potencjalnie możesz zostać moim odbiorcą. Jestem Wilk. Te piękne włosy, zgrabny zadek, błysk w oku i ten romantyzm... A na serio: Jestem kolesiem już po trzydziestce, jednak mentalnie podobno już po czterdziestce... Nie ocenię sam siebie. Ideowo jestem katolikiem i patriotą. Politycznie... nie gadam o polityce. Na co dzień, bezpośredni przekaz i odbiór mają u mnie priorytet. Nie znoszę zatajania czegokolwiek, aczkolwiek wiadomo, nie jestem święty.
Ale dość o mnie.
Co znajdziesz na blogu - to bardziej Cię interesuje.
Otóż:
Znajdziesz tu najwięcej wierszy. Potem artykuliki, w których wyrażam swoje poglądy, przedstawione w postaci tezy, przesłanek i argumentów oraz konkluzji. Ważne, uwaga! - teksty są często pisane na gorąco i poddawane są tylko korekcje najbardziej rażących błędów. Dlaczego tak? Już odpowiadam: Robię to w ten sposób, ponieważ myśl ujęta w momencie pojawienia się, jest najtrafniejsza a każda zwłoka wymywa z pamięci to, co chcę się powiedzieć. Wtedy wypowiedź traci swoją moc wybrzmienia. Poza tym... nie chce mi się potem robić korekty szczegółowo. Jak Ci się to nie podoba, nie musisz czytać.
Jak zapewne zauważyłeś, czytelniku, musisz mieć skończone osiemnaście lat aby wejść na bloga. I bynajmniej, nie dlatego, że są tu wulgaryzmy ( choć jest ich mnóstwo) ale dlatego, że dzieciaki tego mogą nie zrozumieć. Swoje teksty kieruję do ludzi dojrzałych, którzy mają swoją uformowaną piramidę wartości.
Zapraszam do dyskursów pod tekstami, ponieważ zależy mi na dialogu.
Nie lubię pisać do kotleta. Lubię pizzę... ;)
Zapraszam do przeglądania.

31 lipca 2015

Pełnia

         To był wieczór, jakoś latem, kiedy smutny stańczyk siedział sobie na wzgórzu. Wkoło niego latały chmary świetlików cieszących oko ale też i komarzyc, nie dających zapomnieć o sromotnej rzeczywistości tego parszywego świata. A on dalej siedział patrząc się w niebo, wzdychając głośno od czasu do czasu i gryząc w zębach ździebełko trawy rosnącej na skarpie. Tonął w kłębowisku myśli doznając przy tym huśtawki nastrojów. Raz napawał go smutek by za chwilę zmienić się w głupkowatą radość niewiadomego pochodzenia. Patrząc na niego z boku, powiedział by ktoś, że to wariat, schizofrenik. On jednak zwyczajnie nie potrafił przejść obojętnie wobec problemów jakie napotykał w swoim życiu, więc każdy kolejno analizował rozdzielając plusy od minusów. Zastała go noc a z nocą pełnia księżyca. Gapiąc się tępo w tego satelitę rozważał ogrom świata wobec jego małego życia. Pyłem jestem - zawsze powtarzał i tym się kierował. To motywowało go do wzrastania, doskonalenia się w tym, w czym tylko mógł.
        Droga do samorozwoju nie była jednak prosta. Pierwszym z problemów była jego pozycja...
Kto poważnie potraktuje błazna? Jego plany na jego życie traktowano jako pusty żart i wyśmiewano to z szyderczym uśmiechem. Ostatecznie mógł to wykorzystać na swoją korzyść robiąc innym psikusa. Wystarczyło obrócić w żart realizowane już zadania, które sobie postawił. Kiedy reszta śmiałaby się z niego, on ćwiczyłby swój charakter i pewnego dnia całej salonowej śmietance opadłyby szczęki. On jednak wybrał inną drogę. Dość miał już szyderstw i pomiatania sobą w każdy możliwy sposób. Porzucił rolę stańczyka na rzecz stworzenia siebie na nowo. Nawet nie wiecie jak bardzo się zmienił, kiedy wyrwał się z kajdan niewolnictwa, którym było zabawianie innych dla ich egoistycznej przyjemności. Zrozumiał, że jego uczucia i emocje też są ważne i podlegają szacunkowi innych. Teraz to on drwił z ciemnoty tych, którym dotychczas służył. Zaczął mówić w oczy, co myśli i dlaczego. Stał się wolnym człowiekiem. Tamci zaczęli mu wmawiać, że straci kontakt z innymi ludźmi, nie wliczając w to już ich samych. Stanisław, bo tak mu było na imię, poszedł w zaparte i dalej realizował swoje własne pragnienia. Stało się coś, czego nie śmiał się spodziewać, mianowicie ludzie zaczęli się do niego garnąć. Wielu widziało w nim źródło prawdy, bo dzięki jego naturalnym zachowaniom i podejściu do życia, był wzorem do tego, jak pokonać własne bariery. Stał się żywym dowodem na to, że niemożliwe stało się możliwym. Mało kto z myślących przeszedłby obojętnie wobec takiego faktu.
Kolejny raz, tym razem już jako nowy człowiek, usiadł Stanisław na szczycie wielkiej góry i rozmyślał o swoim życiu. Doszedł do zasmucającego ale i zarazem ciekawego wniosku. Okazało się, że z momentem gdy wyszedł na prostą, pojawiło się wokół niego pełno zawistnych ludzi, chcących obniżyć jego dopiero co podbudowane morale. Zatrzymał się na tej myśli i zatopił wzrok w pełnej tarczy księżyca. Obudził się zmęczony na mokrej od rosy trawie. Był zniesmaczony swoją obserwacją a do tego jeszcze bardziej zdeterminowany do podjęcia działania aby pozbyć się tej sytuacji.
Po prostu wstał z ziemi strząsając z ubrania kropelki porannej rosy, poszedł przed siebie i powtarzał w myślach jedno zdanie: Jeśli nie ja, to kto inny zrealizuje mi moje marzenia, chociaż w najmniejszym stopniu?
Z tą myślą zaczął działać jeszcze prężniej i już po niedługim czasie zauważył korzystną zmianę. Był zadowolony z siebie, ze swoich kolejnych osiągnięć i z tego, że ta cała banda nieudaczników odpuściła sobie docinki w jego stronę.
         Jak widać, można zdziałać bardzo wiele, pracując jedynie nad sobą. Nie potrzeba do tego góry złota ani przychylności głów państwa by stać się kimś. Najważniejsza jest determinacja i samoświadomość. Jeśli czujemy potrzebę i umiemy ją zaspokoić w należyty sposób, to jesteśmy na dobrym kursie w kierunku o nazwie: Pełnia szczęścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz