Piękna mowa o
pierdołach.
Zastanawiał się
kiedyś ktoś z Was, dlaczego coś nie wychodzi, mimo wielu
przesłanek skłaniających do przyjęcia tezy, że powinno było się
udać? Ja się zastanawiałem i robię to nadal, a ponieważ z
praktyki wiem, że pisanie i rozmawianie o swoich dociekaniach z
innymi pomaga w rozwiązywaniu zagadek, podzielę się z Wami, drodzy
czytelnicy, swoimi przemyśleniami na ten temat.
Jako człowiek
szukający wiecznie odpowiedzi na nurtujące pytania, a na które nie
mogę znaleźć odpowiedzi u znajomych i rodziny, sięgam po gazety,
internet i telewizję. Pewnie zresztą nie ja jedyny i nie ostatni. W
każdym razie jest coś, co nie daje mi spokoju. Jest tym czymś
niepokrywanie się teorii z praktyką. Archaicznie odnosząc się do
słowa pierdolenie, stwierdziłem wiele razy, że w poradnikach
wszelkiej maści często bez sensu pierdolą trzy po trzy aby tylko
zapełnić rubrykę. Czy mam rację? Tak i nie, ponieważ definicji
sensowności porad jest tyle ile ich czytelników czy słuchaczy. Jak
to rozwiązać w sensie szerokim, nie wiem i nie będę się tym
zajmował. Skupię się na sobie i swoich spostrzeżeniach, jak
zawsze zresztą to robię, i spróbują chociaż naszkicować o co mi
dokładnie chodzi.
Na pierwszy ogień
weźmy instrukcje obsługi składania prostych konstrukcji jak meble,
wieszaki czy rowerów i banalnych podzespołów jak szczęki hamulców
typu v-brake. Ile razy przeczytam takie instrukcje, zawsze znajduję
kupę wiedzy bezużytecznej. Ha, kiedyś czytając instrukcję
dokręcania suportu w rowerze, znalazłem podane wartości
prawidłowej siły dokręcenia w KN. Autor chyba myśli, że każdy w
domu korzysta w pneumatycznej maszyny n miernikiem podczas gdy
wystarczy mieć odrobinę inteligencji i wyczucia w tym, co się
robi. Dla przykładu, co wiem sam po sobie: Zawsze chciałem się
nauczyć gwizdać z palców. Podejmowałem wiele prób i każda
kończyła się fiaskiem. Uparcie i zawzięcie często już zapluty
siedziałem i starałem się wydobyć choć jeden pięciosekundowy
dźwięk. I nic. Czytałem poradniki, oglądałem filmiki a efekt?
Był zerowy. Tak naprawdę dopiero dwa dni temu do mnie dotarło, że
tylko spokój może uratować. Stojąc sobie i gapiąc się w
telewizor jak sroka w gnat, postanowiłem poszukać swojego kota, bo
dziwnie cicho nagle się zrobiło. Zacząłem gwizdać za pomocą
warg ( tak, mój kot przybiega na gwizdanie jak piesek :) ) a kota
nie ma i nie ma. No to już nawet z wiedzą, że może nie wyjść,
wsadziłem palce do buzi i dmuchnąłem... Szok. Udało się, aż
jedną sekundę! Mało? Nieeee, bo dużo. Zrozumiałem, że aby coś
móc/potrafić, trzeba mieć do siebie i tego czegoś dystans. Chodzi
tu o pewną sprzeczność wynikającą ze sprzężenia dobrowolnego
chcenia i podświadomej samo dyskryminacji. Że to ono powoduje efekt
odwrotny od zamierzonego. I to jest ważniejsze niż niepotrzebna
wiedza. Wiedzę zbyteczną wykorzystują ci, którzy sami nie wiedzą
nic i nie chcą nawet nic wiedzieć. Zaś ci, co coś wiedzą ale w
siebie nie wierzą, też mają mękę po całości, bo wiedzą, że
posiadają wiedzę, że są kompetentni, ale mimo to siebie nie
akceptują i podświadomie wszystko knocą od a do z. Z tym nie da
się żyć, jedyne co można: siąść na rzyć i płakać albo się
śmiać.
Więc co jest po
mojemu przeszkodą, która nie pozwala żyć w spełnieniu realizacji
swoich dążeń?
-brak samo
akceptacji
-brak wiedzy
-nieumiejętne
korzystanie z wiedzy
-zbytnia bojaźliwość
-wymówki z
lenistwa.
O ile cztery od
końca łatwo w miarę zniwelować, to pierwszy element może trwać
miesiącami a nawet latami w usuwaniu.
Wszystko siedzi w
naszej głowie. Nie twierdzę, że jak pomyślimy o złotej górze,
czy tam jak kto woli o górze złota za swoim oknem, to ona się tam
pojawi. Nie. Przede wszystkim należy dopuścić do świadomości, co
się robi, po co, swoją zdatność do czynności i możliwość
samorealizacji w zadaniu.
Więc jak ktoś by
mnie zapytał: Czy jest pan w stanie samemu nauczyć się obsługi
kombajnu? To z czystym sumieniem mogę odpowiedzieć, że tak, jestem
w stanie. Przecież nawet chodząc n kursy, nie uczy się za mnie
nikt inny niż ja sam. Mój kolega za mnie się nie nauczy. Ani mój
nauczyciel za mnie nie zapamięta zdobytej wiedzy. Ja muszę sam
złapać za podręcznik i się uczyć i zapamiętywać. Więc jak
sobie kupicie nowy telewizor, weźcie pilot, usiądźcie na fotelu z
browarkiem i bawcie się sprzętem. Zepsuć się nie da bawiąc się
pilotem a zyskać można więcej wiedzy o telewizorze klikając jak
leci ucząc się przy okazji na błędach.
Pozdrawiam
Wilk :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz